Jak nie taki stres, to inny.

Tak więc doczekałam końca sesji. Przetrwałam, żyję i jak zwykle stwierdzam, że wielkość mojego stresu była absolutnie nieproporcjonalna do poziomu trudności egzaminów. Chyba muszę się w końcu nauczyć radzić sobie z stresem, bo wykończę się przed czterdziestką >.<"
Tak czy inaczej kolejny (i ostatni zarazem) semestr kończę ze średnią 5,0.


Trzy lata studiów, po których stwierdzam, że to nie to, co chcę robić w przyszłości.
Chcę podróżować, pisać, fotografować,  rozwijać się, oddychać świeżym powietrzem, być w ciągłym ruchu, a nie ślęczeć nad kartką papieru z metrem w jednej i kalkulatorem w drugiej ręce. Mam dość ciągłego słuchania o objawach kolejnej choroby, diagnozie i leczeniu, bo przecież i tak skończy się śmiercią. Nie zamierzam kilku(nastu/ dziesięciu) lat spędzić układając komuś "diety", której i tak i tak trzymać się nie będzie. W ogóle uważam, że dietetycy nie powinni zajmować się układaniem jadłospisów, bo jak ktoś chce schudnąć to bierze d*pe w trok i pracuje nad sobą, a nie liczy na cudowny jadłospis czy kolejne magiczne tabletki... ale schodzę z zasadniczego tematu... Wracając do studiów: cieszę się, że to już koniec.
Nie, magisterki nie robię. W d*pie mam tytuł magistra z dziedziny, która nie daje mi żadnej satysfakcji. Rozważałam jednak jakąś szkołę policealną zgodną z moimi zainteresowaniami: grafika/ media/ reklama. Jednak w trybie zaocznym, ze względu na konieczność pójścia do pracy.
Niby jestem już dorosła, niby w tym roku skończę 22 lata, ale nadal czuje się momentami jak dziecko, jak dziecko we mgle... trudno mi podjąć decyzję, niczego nie jestem pewna, zatraciłam gdzieś po drodze pewność siebie i dałam nad sobą zapanować.
Chciałabym aby wraz z końcem studiów rozpoczął się nowy etap mojego życia, dojrzalszy, pewniejszy, wypełniony tym co kocham. Chciałabym aby ten etap pozwolił mi się ze sobą zaprzyjaźnić, zaufać sobie, a przede wszystkim przestać sobie szkodzić. Chcę się rozpieszczać, dostrzegać w sobie piękno, porażki traktować jako nowe możliwości. Przełamać lęki, pokonać strach, po każdym upadku podnosić się silniejsza. Teraz, odkąd NIC i NIKT nie sprawia, że czuję presję, wszystko, czego pragnę staje się coraz bardziej realne, namacalne i możliwe. Teraz, może sama (ale nie samotna) czuję się silniejsza niż kiedykolwiek.
To dobry czas na zmiany :)

3 komentarze:

  1. Ładna średnia! Ale skoro uważasz, że to nie to co chcesz robić to rozwijaj się dalej! Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Najważniejsze to robić to, co się kocha - wtedy odnajduje się pełnię szczęścia i spełnienia w życiu.
    Też nie rozumiem ludzi, którzy narzekają, że trudno schudnąć albo próbują tyle razy i nic (no chyba, że ma się niedoczynność tarczycy ;). Jest na świecie niewiele rzeczy łatwiejszych niż zrzucenie wagi. Jak ktoś chce, to nic nie jest trudne, a nikt nikomu łaski nie robi :-]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się - to co robimy powinno wiązać się z naszymi zainteresowaniami i pasją bo to dam na szczęście. Nie powinniśmy nic robić wbrew swoim przekonaniom czy woli :)

      Usuń

 

Inspirują mnie...

Recent Posts

Obserwatorzy